3 grudnia 2014

She is my little angel


2 lata później...


W moim życiu zaszło wiele zmian. Wiele? Co ja gadam?! Moje życie przewróciło się ''do góry nogami''. Jednak wcześniej wyobrażałam sobie, że to wszystko będzie o wiele prostsze. W pewnym momencie zaczęłam popadać w coś, co można było nazwać depresją. Nie radziłam sobie sama z tym wszystkim, ale postanowiłam wziąć sprawę w swoje ręce i poszukać kogoś, kto mi może pomóc, kogoś komu będę mogła się wygadać i kogoś komu będę mogła w ciężkich chwilach wypłakać się na ramię, a najważniejsze to zaufać. Zapisałam się do psychologa. Na początku myślałam, że to głupi pomysł, ale jednak z czasem pomogło. Jest ona nie tylko moim psychologiem, ale też czuję jakby była moją najlepszą przyjaciółką. To nie były takie zwyczajne relację typu lekarz-pacjent. Była to i z resztą dalej jest silna więź...
Naglę moim rozmyśleniom przeszkodził SMS właśnie od niej:
- Hejka, jak się dziś czujesz? - spytała Kate
- Bardzo dobrze, a ty ? - zapytałam zaciekawiona dlaczego właśnie piszę do mnie o takiej porze. Jest dopiero 8:30.
- Wręcz wspaniale. Wyjdziemy na jakiś spacer?
- Jasne. Z wielką przyjemnością :) 
- Za 30 min koło kawiarenki ?
- Tak. Mi pasuję.
Kate mieszkała daleko ode mnie, ale kawiarenka znajdowała się kawałek drogi stąd. Przetarłam jeszcze zaspane oczy i z ledwością podniosłam się z łóżka. Nie spałam całą noc, a nawet sama nie wiem dlaczego. Zaczęłam podążać w kierunku łazienki trzymając w ręce czerwono-czarną koszule w kratkę, zwykłe szare jeansy i bieliznę. Wzięłam bardzo szybki prysznic po czym zaczęłam się ubierać. Nie mam za wiele czasu, więc musiałam troszeczkę przyspieszyć swoje tępo, pomimo mojego niedospania. Jeszcze tylko szybki make-up i mogę wychodzić. Przyznam szczerze, jeszcze nie dawno nie widziałam sensu w malowaniu się ani też tego nie robiłam, więc mój makijaż zrobiony na szybko wyglądał dość kiepsko. Zabrała torbę zeszłam na dół i wyszłam zostawiając śpiącej jeszcze mamie karteczkę: 
"Wrócę za 2 godzinki".
Za około 5 minut byłam już tam blisko kawiarenki, że widziałam Kate siedzącą na stoliku przed nią. Ona się chyba nie starzeje, bo cały czas wygląda świetnie. 
- Przepraszam spóźniłam się troszkę. Długo tak już czekasz? - spytałam z lekką skruchą w głosie.
- Nie. Siadaj Shelly. - odpowiedziała jak zwykle uśmiechnięta od ucha do ucha. 
Usiałam i spytałam:
- To co dziś robimy?
- Nic ważnego. Posiedzimy wypijemy kawę i pogadamy. Zamówić ci coś?
- Ja wezmę latte. - odpowiedziałam, ale chyba to ją nie zdziwiło. Zawszę zamawiam ją jak tu przebywamy. Robią ją tu najlepiej w całym mieście. 
Kate wstała i podeszła do lady, aby zamówić nam dwie kawy i sobie jakiś mały deserek. 
Po chwili siedziała znów na przeciwko mnie zaczynając rozmowę:
- Jak się dziś czujesz? Nie wyglądasz najlepiej. 
- Nie spałam całą noc.
- Widać jakbyś nie stała z tydzień. -  szepnęła pod nosem, starając się abym nie usłyszała.
- Bardzo zabawne. - odparłam jednocześnie unosząc prawą brew do góry. 
- Więc... - zaczęła kontynuować.
- Jak obchodzisz się z faktem, że idziesz do innej szkoły?
- Dla mnie bomba. - odpowiedziałam głosem, w którym dało się na kilometr wyczuć sarkazm. 
- Nowi ludzie, nowe znajomości, nowi nauczyciele i nowe kłopoty. - dodałam.
- Nie martw się tym, bo znowu nie zaśniesz i znów dzieci będziesz straszyć - zaczęła śmiać się.
Tydzień wolności i znów szkoła. Przeprowadziłam się i musiałam ją zmienić, akurat gdy zaczęłam łapać nawet dobre kontakty z innymi. Na początku nie akceptowali mnie. Nie byłam taka jak oni. Nie imprezowałam, nie paliłam i nie piłam. Naśmiewali się ze mnie. Z czasem to ustąpiło i zaczęło się układać, ale no tak musiałam się przeprowadzić i zaraz znów zacząć tą całą męczarnie. Ale cóż przeżyłam wiele więcej to teraz przeżyje i to. Przecież to nie może być, aż takie trudne. 
- Muszę wracać do domu. - powiedziałam po zorientowaniu, że jestem już spóźniona. 
- Dobrze. Ja jeszcze sobie tu posiedzę.
- Przepraszam innym razem pójdziemy na ten spacer. - westchnęłam zagryzając dolną wargę.
- Nie ma sprawy. Będę czekać na telefon i w razie potrzeby dzwoń. 
- Wiem, wiem. Do zobaczenia. 
Wstałam i przytuliłam Kate po czym szybkim krokiem zaczęłam kierować się w stronę domu.
Mój telefon już zaczął wibrować. To pewnie mama już się martwi i pisze czarne scenariusze co się ze mną dzieje, a przecież to tylko 30 minut spóźnienia. 
Ledno otworzyłam drzwi, a mama stała już koło mnie patrząc czy nic mi nie jest. To naprawdę bardzo kochane, ale czasem też bardzo denerwujące. Jednak muszę się do tego przyzwyczaić, bo to chyba się już nigdy nie zmieni. 
- Gdzie byłaś? - spytała zmartwiona.
- A gdzie ja mogłam być mamo? 
- Mam nadzieję, że z Kate.
- A z kim innym?
- Nie wiem. To nie moje życie.
- A zachowujesz się, jakby było właśnie twoje. - powiedziałam sama do siebie w myślach. 
Nawet nie chciało zaczynać kłótni. Byłam strasznie zmęczona, a spory z mamą to ostatnie o czym w tej chwili myślałam. Jedyne czego pragnę to iść na górę, ściągnąć te obcisłe spodnie i położyć się spać. Poszłam do swojego pokoju i zmyłam makijaż, który wyglądał jak arcydzieło sztuki pięciolatka i położyłam się do swojego kochanego łóżka. Po dosłownie kilu sekundach ''odpłynęłam''. Miałam koszmarne sny. Widziałam jak upadam i łóżko szpitalne. Krzyczałam i płakałam, czegoś się bałam. Przede mną zaczęły otwierać się drzwi, wielkie drzwi od sali dla ludzi w ciężkim stanie. Zalałam się łzami. Naglę obudziłam się. Byłam zdezorientowana.  Nie wiem o co chodziło i nawet nie chcę się dowiedzieć. Dotknęłam moich palików, były mokre, poduszka też. Ten krzyk, wrzask i ten wielki huk. Czułam jakby to było naprawdę. To było naprawdę straszne.

24 listopada 2014

Start life anew


Otworzyłam kartkę i zalałam się łzami. To były łzy radości. Nigdy nie byłam się tak szczęśliwa jak teraz. Czułam jakby w moim brzuchu tańczyło z milion motyli. Wszytko co widziałam dookoła mnie nabrało kolorów i sensu. To była jak druga szansa na życie, jakby można było zacząć wszystko na nowo. Łzy dalej spływały mi litrami po policzkach. Ale cóż... chyba żaden człowiek, który przeżył tyle co ja nie walczył by z nimi w takiej sytuacji. 
- Co jest tam napisane? - spytała zdziwiona mama.
Chyba miała wrażenie, że moje łzy nie przepełnia szczęścia tylko smutek, czy jeszcze coś gorszego. 
- Sama zobacz. - szepnęłam starając się nie pokazywać jej żadnych emocji, które w tym momencie przeszywały mnie od palców stóp po sam czubek głowy. 
Otarłam swoją zapłakaną twarz i jeszcze zeszklonymi oczami spojrzałam na mamę. Ta wydawała się być tak skupiona nad tym co czyta, że można było stwierdzić, że literuje każdy wyraz po kolei. Dało się po niej poznać, że do końca nie jest w pełni świadoma tego co jest tam na pisane i nie dowierza własnym oczom.
- Ale jak to...? - spytała zdziwiona, a za razem przepełniona po brzegi uczuciem prawdziwego szczęścia. W jej oczach pojawił się blask, a cała twarz rozświetliła się jakby promienie słońca padały prosto na nią.
- Stan pani córki od ostaniach badań poprawił się do takiego stopnia, że można było zdiagnozować, że choroba opuściła ją prawie w 100 procentach.
"Choroba opuściła ją".... To chyba najpiękniejsze słowa jakie usłyszałam.
W końcu będę mogła zacząć żyć. Może teraz też było we mnie życie, ale czułam się martwa.
- Musimy zrobić jeszcze kilka badań kontrolnych, aby stwierdzić całkowity zanik choroby. - wyszeptał swoim z natury bardzo zachrypniętym głosem.
- Dobrze. To chyba pierwszy raz kiedy podchodzę do tego entuzjastycznie. - odpowiedziałam bardzo ciepłym głosem.
Ten tylko uśmiechną się i podszedł do łóżka szpitalnego stojącego po drugiej stronie gabinetu.
- Połóż się proszę.
- Dobrze tylko odłożę torbę- syknęłam kładąc swoją ciemnobrązową torebkę na fotel, na którym przed chwilą siedziałam.
Wstałam, i poszłam w stronę łóżka. Położyłam się, a niedługo po lekarz zaczął robić mi badania kalecząc moje ciało dużymi igłami.
Przyznam szczerze, nie czułam bólu. Byłam pod wpływem takich uczyć, które wprowadziły mnie w trans można powiedzieć hipnozy. Leżałam jednocześnie myśląc jak pięknie od teraz będzie wyglądać moje życie i ile się w nim zmieni.
- Już po wszystkim. - powiedział lekarz uśmiechając się.
- Tak szybko?
Nie wiem ile czasu tam leżałam, ale najwyraźniej leciał on wile razy szybciej niż na wcześniejszych tego typu badaniach.
- Tak, to wszystko na dziś. - odpowiedział śmiejąc się delikatnie pod nosem.
Zagryzłam wargę spoglądając na mamę, która chyba wciąż nie dowierzała co się tu przed chwilą wydarzyło.
- Mamo,,, - potrząsnęłam ją troszkę.
- Mamo musimy jechać! - delikatnie krzyknęłam, żeby ta jakoś zareagowała.
- Tak skarbie już idziemy.
Mama w niezbyt szybkim tępię podniosła się z fotela i powiedziała;
- Wyjdź kochanie i zaczekaj na korytarzu, a ja zaraz przyjdę.
- Daj mi kluczyki i zaczekam w aucie.
- Dobrze, trzymaj. - powiedziała wyciągając rękę z kluczykami w moją stronę.
- Za 10 minut będę. - dodała.
Zabrałam od niej kluczyki i wyszłam.
Kroczyłam przez korytarz szpitala w stronę wyjścia na parking, gdzie stał nasz samochód. Otworzyłam go i weszłam do środka. Usiałam wygodnie, włączyłam moją ulubioną stację radiową, zamknęłam oczy i zaczęłam myśleć. W końcu będę mogła żyć tak, jak chciałam. Śniłam o tym momencie odkąd pamiętam. Bóg dał mi drugą szansę.
Otworzyłam oczy i spostrzegłam, że rozmarzyłam się do tego stopnia, że nie zorientowałam się kiedy wyjechaliśmy.
Po około 30 minutach byłam już na podjeździe przed domem. Teraz to nawet on wydaję się być bajeczny i kolorowy. Weszłam do domu, a tata czekał już na nas w kuchni z ciepłą herbatą. Po chwili wysunął się, wstał odsuwając się od stoły jednocześnie delikatnie przybliżając się w moją stronę i spojrzał w moje oczy z taką głębią jakby chciał wyczytać informację dotyczącą wyników. Nie mogłam dłużej dusić w sobie tych wszystkim przepełniających mnie uczuć. W ułamku sekundy rzuciłam torbę na ziemię i zaczęłam biec w jego stronę, żeby tylko móc wtulić się w jego ramiona.
- Co się stało? - zapytał pełen zdziwienia.
- Nic tato, nic. - powiedziałam podtrzymując go w napięciu.
- Shelly, powiedz mi co się stało!!! - syknął bardzo poważnym głosem, z którego można było wyczytać, że był bardzo niecierpliwy.
- Tato jestem... - zdążyłam powiedzieć kiedy nagle przerwała mi w tym Amy wchodząca do domu.
- Wróciłam! - krzyknęła trzaskając drzwiami wejściowymi do domu i nawet  nie obracając się w naszą stronę poszła na górę wziąć szybki prysznic.
- Tato moja choroba zanika. - wyszeptałam przez zaciśnięte gardło i ponownie się rozpłakałam.
Jego reakcja była bardzo dziwna. Najpierw odsunął się ode mnie, usiadł i zamiast pokazać w jakiś sposób, że jest choć odrobinę szczęśliwy ten wziął filiżankę gorącej herbaty i zaczął ją powoli sączyć.
- Tato odpowiesz mi coś? - zapytałam z grymasem na twarzy,
- Jak mam ci odpowiedzieć? Nie umiem ująć jak bardzo jestem szczęśliwy.
- Szczęśliwy? Ty szczęśliwy? Jakoś nie da się po tobie tego poznać.
- Shell, mógłbym w tej sytuacji czuć się inaczej?
- Nie wiem. - odpowiedziałam opuszczając wzrok na moje nogi.
- Boję się tylko tego, że moja mała dziewczynka dorośnie.
- To zrozumiałe. - odpowiedziałam.
- I boję się jeszcze czegoś... - dodał.
- Czego tu jeszcze można się bać?
- Tego, że ta moja mała dziewczynka nie poradzi sobie w normalnym życiu i tego, że przyjdzie taki czas i zapomni nas. O mamie i o mnie.
- Nie martw się. Nigdy nie zapomnę...



23 listopada 2014

Go again the same


Otwieram oczy. Tak bardzo chciałabym pozostać w swoim łóżku do końca życia, ale tak się nie da. Nagle słyszę kroki. Pewnie to mama jak co rano. No i się nie myliłam.
- Kochanie wstawaj. Musimy się spieszyć do lekarza. - wyszeptała jeszcze zaspana z kubkiem kawy w ręce.
No cóż dzień jak co dzień. Znów to samo. Dla mnie to już rutyna. Z domu do lekarza w szpitlu, od lekarza do domu i tak w kółko. Podniosłam się z łóżka ocierając powieki i zaczęłam podążać w kierunku łazienki. Wykąpałam się, ubrałam i zeszłam na dół żeby coś przekąsić. Tata i Amy już tam byli, a mama jak co rano o tej godzinie malowała się. Usiadłam na krześle obok taty i zaczęłam jeść śniadanie.
- Jak się czujesz kochanie? - zapytał.
- Głupie pytanie. Jak mam się czuć dobrze wiedząc, że za niecałą godzinę lekarze znów będą wbijali igły w moje ciało? - odpowiedziałam stanowczo pokazując moje rany.
Poczułam na sobie obecność ich oczu. Chyba to co zrobiłam przed chwilką nie było dość przemyślane i na miejscu.
- Przepraszam tato. - wyszeptałam z poczuciem winy.
- Nic nie szkodzi.
W głębi duszy dalej mnie coś gryzło. Nie powinnam odpowiadać mu w ten sposób, bo przecież on się tylko o mnie troszczy. Sama nie wiem jak na ich miejscu bym się zachowała. Trzeba być bardzo silnym aby poradzić sobie w wychowaniu chorego dziecka.
- Ja tylko... - zdążyłam powiedzieć kiedy mama wleciała do kuchni.
- Musimy już wyjeżdżać. - powiedziała zmachana.
Włożyłam szybko talerz do zmywarki, poszłam na górę zabrać torbę i wyszłam z domu. Samochód stał już otwarty, a w środku siedziała Amy. Można było poznać po niej, że nie była zbytnio zadowolona.
- Nie mogłaś się pospieszyć? Przecież wiesz, że spieszę się do szkoły. - spytała zdenerwowana.
- Nie, nie mogłam. - odpowiedziałam ze sztucznym uśmieszkiem na twarzy.
- Nie dość, że jestem spóźniona na lekcje to chyba jedynie mogę pomarzyć, że spotkam się z Beau przed nimi.
- Ohhh jaki pech..
Od zawszę nie lubiłam jej chłopaka. Wydawał się jakiś taki dziwny. To nie był mój typ chłopaka. Zastanawiam się tylko, co ona w nim widzi?
Po chwili mama stanęła w drzwiach. Szybki buziak z tatą i w końcu ten "upragniony" wyjazd. Najpierw jak zwykle podwieźć Amy do liceum. Zazdroszczę jej. Też chciałabym prowadzić normalne życie. Nie mieć tyle problemów na głowie. Móc spać spokojnie i nie bać się o jutro. Choć na jeden dzień zamienić się z nią. W tym całym rozmyślaniu przerwała mi Amy trzaskając drzwiami samochodu. Już chyba zaczęła się lekcja, bo wokół szkoły pustki.
Pojechaliśmy dalej. Gdy chciałam już założyć słuchawki i w końcu chociaż na moment zapomnieć o tym wszystkim co zdarzy się za chwilę mama zaczęła rozmowę.
- Muszę ci coś powiedzieć. - wyszeptała.
- Co takiego? - spytałam zaciekawiona, a za razem z lekkim strachem w głosie.
- Dziś do szpitala przyszły wyniki badań.
Dla mnie to nic nowego, co chwilę robią mi takie badania, jednak te musiały być trochę inne, że wspomina mi o nich, więc spytałam:
- Co to znów za wyniki?
- Lekarz dzwonił do ojca i powiedział, że poinformuje nas dopiero w szpitalu. Dlatego własnie tam jedziemy.
- Czy to coś złego? - spytałam przerażona.
- Nie mam pojęcia.
Naglę w mojej głowie pojawił się straszny mętlik. Sama nie wiem czy to coś o co muszę się bać. Mój stan mógł się pogorszyć. Tak bardzo nie chcę wracać z powrotem do szpitala. Tam nie jest bajecznie i kolorowo, to istny horror.
Stwierdziłam, że jednak muszę się przygotować na najgorsze.
Wyszłam z auta i od razu przyśpieszonym krokiem wraz z mamą poszłam w kierunku drzwi szpitala.
Kiedy dotarłam na miejsce zobaczyłam, że nikt inny nie czekał na przyjęcie oprócz mnie. Trochę się zdziwiłam, bo zazwyczaj kolejki są ogromne. Zapukałam jednocześnie uchylając drzwi.
-Można wejść? - spytałam.
- Tak. Proszę usiądźcie. - odpowiedział lekarz wskazując miejsca na przeciwko.
Gdy już weszłam do środka moje nogi zaczęły się trząść, a dreszcze przechodzić całe ciało. Usiałam na tym fotelu, który był bliżej niego, a ten po chwili wyciągnął dłoń w moją stroną i przekazał kopertę z wynikami badań. Z jego twarzy nie dało się nic wyczytać, więc moja obawy wzrosły coraz bardziej.
- Mogę otworzyć? - zapytałam zaniepokojona sięgając dłonią w kierunku koperty.
- Otwórz. - odpowiedział lekarz kiwając głową.
Poczułam jakby moje nogi były z waty. Chwyciłam za kopertę, a przez moje ciało przeszły ciarki, zimne poty i wszystko co jeszcze jest możliwe. Czułam jakbym miała zemdleć. Wyglądałam pewnie gorzej niż trup. Uchyliłam górną część i wysunęłam kartkę, która znajdowała się w środku.
Kopertę odłożyłam z powrotem na blat biurka doktora. Otworzyłam kartkę i zalałam się łzami.

  

21 listopada 2014

Prolog

Historia opowiadająca o życiu nastolatki imieniem Shelly, która zdołała wyjść z choroby nowotworowej. 


Prowadzi ona bardzo spokojne życie. Najbliższymi osobami dla niej są jej rodzice, siostra oraz pani psycholog Kate. W jej życiu jest wiele sytuacji, które ciągną ją w dół. Jednak pomimo to dalej stara się żyć normalnie oraz uśmiechać się.



W pewnym momencie w życiu Shelly dochodzi do sytuacji, która rujnuję jej całe życie. Jednak po pewnym czasie z pomocą swojej siostry Amy postanawia spróbować zapomnieć i zacząć żyć na nowo.  


Shelly spotyka na swojej drodze chłopca imieniem Luke, który przewraca jej stabilne życie o 180º. Luke jest jej kompletnym przeciwieństwem. Czy im się uda? Czy może coś ich rozdzieli? Co jeszcze wydarzy się w jej życiu?  


TAJEMNICE


KŁAMSTWA



WYLANE ŁZY



WZLOTY


UPADKI